|
GOTHIC WEB SITE Forum o grach z serii Gothic
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kelin
Uczeń miecza
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 3/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 21:18, 26 Wrz 2010 Temat postu: [Opowiadanie] W tym wielkim wszechświecie |
|
|
I
Statek Łowca wylądował w dokach cytadeli. Fertris musiał przyznać, Frank się spisał. Jego statek latał teraz trzy razy szybciej.
Odczekał aż lądowisko straci ciśnienie. Wyszedł ze statku. Miecz zostawił w środku, wziął ze sobą tylko dwa laserowe pistolety. Nieraz już ktoś go atakował. Z resztą wyglądał nie pozornie, był niski, miał krótkie włosy, tylko lekki zarost mówił, że ma powyżej szesnastu lat. A miał dwadzieścia trzy. Ale umiał się bronić, w końcu był Wiedźminem, zabójcą potworów. Jego umiejętności dowodził amulet w kształcie głowy smoka.
Tylko najtwardsi kończyli szkolenie. A on był jednym z nich.
Szybkim krokiem ruszył w stronę kontroli.
- Witaj Fertris – odpowiedział mu jeden z ochroniarzy.
- Witaj Drake. A cóż to, specjalny stan ochrony? – spytał lekko zdziwiony.
- Tak. Zamach na władcę cytadeli… Ale mniejsza z tym. Mam nakaz każdego przeszukać. Nie masz chyba nic przeciwko?
- Jasne, że nie, ale od razu ostrzegam, mam dwa laserowe pistolety.
- Rozumiem. Możesz je zachować z racji tego, że ci ufam…
Fertris spojrzał na drugiego z ochroniarzy.
- Nowy?
- Owszem - usłyszał w odpowiedzi.
- A czemu się nie odzywa?
- Jest tylko zbyt nie śmiały… Tylko zbyt nie śmiały…
Wiedźmin jeszcze raz spojrzał na drugiego. „Taaak, tylko zbyt nie śmiały…” – pomyślał i ruszył przed siebie.
***
Szedł piętnaście minut i zatrzymał się przy fontannie. Zamurowało go. Na ławeczce obok siedział Frank, ale nie był sam. Był z jakąś kobietą. Jako że nie chciał im przeszkadzać zawrócił w stronę stoisk z roślinami doniczkowymi. Tutaj to była prawdziwa rzadkość. Pomyślał, że podaruje Frankowi jedną z takich roślin jak pójdzie do niego do domu.
Już sobie wyobrażał minę Franka i pytanie, z jakiej to okazji. Uśmiechnął się. Wziął poleconą mu roślinkę, zapłacił i ruszył dalej. W stronę pubu „Tańczący wahadłowiec”. Żałował, że nie żyje w starych czasach. Z tego co czytał w 2034 roku były jeszcze normalne nazwy. Dalej już było coraz gorzej.
Z historii najbardziej lubił mowę o Polskę. Bawiło go jak jeszcze w 2010 roku religia stanowiła podstawę do tego stopnia, że ludzie stali bronić krzyża pod siedzibą głowy ich państwa. Uśmiechnął się tego dnia po raz drugi, co było nie lada wyczynem. Zwykle nie uśmiechał się nawet tygodniami…
Wszedł do pubu. Muzyka była włączona na średnią moc tego sprzętu. Nieraz już siedząc w cytadeli tygodniami słyszał ich prawdziwą moc. Spojrzał na tablicę ogłoszeń. Zauważył coś o nazwie „Spiskowcy. Informacja u władcy cytadeli”.
Skopiował ogłoszenie na swój zegarek, chociaż trudno to było nazwać zegarkiem. Posiadało funkcje nie tylko godziny, miejsca i pamięci, ale także system operacyjny najnowszej generacji, komunikator z zestawem głośnomówiącym, gry i inne „bajery”.
Miał to czego potrzebował, więc się oddalił. Skierował kroki w stronę głównego zarządu cytadeli. Minął stoiska, mostki, rzeczkę, aż w końcu dotarł do dużej windy. Wszedł do niej i nacisnął przycisk numer 7, ostatni.
Minęło równo siedem sekund i już był na górze. Podszedł do sekretarki władcy.
- Dzień dobry, ja w sprawie tego ogłoszenia – powiedział.
- Rozumiem, zapraszam do gabinetu pana Triska – usłyszał w odpowiedzi.
Sekretarką okazała się ta kobieta, która była z Frankiem. Musiał przyznać, była piękna. Miała złote, długie sięgające jej do pasa włosy, brązowe oczy i delikatne usta. O innych walorach nie wspominając.
- Dziękuję – odparł, spojrzał ostatni raz na kobietę i ruszył do gabinetu.
***
- Czekaj – powiedział Fertris. – Niech to uporządkuję. Czyli twierdzisz, że zamach jest częścią czegoś większego, a ja mam dowiedzieć się co to jest i przeszkodzić temu. A gdzież tu potwory panie Trisk? Jestem przecież Wiedźminem.
- Sam sobie wybrałeś zlecenie.
- Zainteresowała mnie nagroda. Zwykle dają taką za kosmiczną wiwernę. A poza tym sama sprawa spiskowców. Myślałem, że są w to wplątane też jakieś potwory.
- Nie wykluczam. Jeśli będą jakieś utrudnienia wystarczy, że przyniesiesz dowód, a dam ci więcej kredytów. To jak, podejmiesz się zadania?
Fertris musiał przemyśleć sprawę. Oceniał wszystkie za i przeciw. Nie mógł się przecież podjąć zlecenia przeczącego jego profesji. W końcu specjalizował się w walce z potworami. Myślał. Coraz więcej przekonywało go na tak.
- Czas nagli Wiedźminie – władca cytadeli wyrwał go z zadumy. – Podejmiesz się zadania?
- Tak. Wytropię spiskowców…
No to mamy całą pierwszą część
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kelin dnia Pon 12:46, 27 Wrz 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Kelin
Uczeń miecza
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 3/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 21:18, 28 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
II
„To chyba tutaj” – pomyślał Fertris. Poszedł odwiedzić Franka. Krążył po okolicy godzinę szukając jego nowego miejsca zamieszkania. Musiał przyznać, cytadela była wielka. Zadzwonił dzwonkiem. Drzwi otworzyły się. Na samym wejściu Wiedźmin usłyszał znajomy głos:
- Fertris, spóźniasz się.
- Cytadela jest wielka – odparł.
- Tak, wiem. Rozgość się.
- To dla ciebie – podał mu roślinkę.
- Z jakiej okazji?
- Z okazji nowej drogi życia – Fertris uśmiechnął się. Po raz trzeci.
***
Na jednym spotkaniu omówili setki spraw. Nie wiedzieli jak im się to udało, ale omówili wszystkie ostatnie wydarzenia z galaktyki. Włącznie z wyprawą Wiedźmina. A może na czele z tym. W każdym razie Frank jako mechanik wyłapywał zawsze wiele plotek na różne tematy. Każdą z nich podzielił się z Fertrisem. Ten podziękował, dopił puszkę napoju i wyszedł. Czas było na łowy.
Skierował kroki do doków. Miał duży kawałek do przejścia. Jak tylko tam dotarł wsiadł do Łowcy. Sprawdził stan wszystkich silników, kabli i całego monitoringu. Wszystko było sprawne.
- Wieża, tu Łowca, jestem gotowy do startu. Proszę o pozwolenie wylotu.
- Łowca, tu wieża. Udzielam ci pozwolenia na start. Otwarcie wrót będzie za 10. – Fertris zaczął odpalać silniki. – 9 – Pogrzebał coś przy nawigacji. – 8 – Zasiadł wygodniej w fotelu. – 7 – Zaczął szybkie utlenianie. – 6 – Wziął w ręce ster. – 5 – Nacisnął guzik, który pozwolił statkowi unieść się trochę w powietrze. – 4 – Podleciał do wrót. – 3, 2, 1, Start. – Wrota się otworzyły a Wiedźmin wyleciał z doku z prędkością dźwięku, a może i szybciej.
Skierował się w stronę przekaźnika, który go "popchnie" w miejsce o którym powiedział mu Frank. Dolatywał właśnie do burzy asteroid.
***
Dziennik pokładowy. Pierwszy dzień podróży.
Przedarłem się przez pas asteroid. Docieram powoli do Ramienia Perseusza. Tam w jednym z mniej uczęszczanych układów planetarnych jest mój pierwszy cel, handlarz bronią. Zbieg zostawił broń po nieudanym zamachu, Muszę zobaczyć czy on coś o tym wie.
Dziennik pokładowy. Drugi dzień podróży.
Przeleciawszy przez Mgławicę Oriona wleciałem w Ramię Perseusza. Już niedaleka droga przede mną. Dzięki Frankowi, że tak zmodernizował ten statek. Teraz jego prędkość jest nieporównywalna do poprzedniej.
Dziennik pokładowy. Trzeci dzień podróży.
Wreszcie dotarłem do celu mego pierwszego etapu podróży. Okazało się, że przy tej gwieździe były trzy planety, a tylko jedna z nich nadawała się do zamieszkania przez ludzi. Ale ostatecznie siedziba handlarza była na jednym z piętnastu księżyców trzeciej z kolei planety. Zobaczył sztylet laserowy, przy pomocy którego został przeprowadzony zamach. Stwierdził, że takie sprzedaje tylko jego przyjaciel z Ramienia Strzelca. Oczywiście, nie mogło się obejść bez perswazji.
PS. Jeszcze długa droga przede mną…
Dziennik pokładowy. Dziewiąty dzień podróży.
Przesłuchałem nowego sprzedawcę broni. Na szczęście okazało się, że to on sprzedał ten – jak się dowiedziałem – niezwykle rzadki egzemplarz broni. Pamiętał nawet komu go sprzedał. Adres to Ramię Strzelca, Mgławica Laguna. Kolejny etap podróży rozpoczęty…
Dziennik pokładowy. Dziesiąty dzień podróży.
Dotarłem do rzekomego zamachowca. Twierdził, że dał sztylet w prezencie bratu. I jak tu teraz spokojne śledztwo przeprowadzić…
Dziennik pokładowy. Trzynasty dzień podróży.
Brakowało mi twardego gruntu pod stopami. Muszę lecieć na drugą stronę galaktyki, aby odwiedzić nowego rzekomego zamachowca. Zszedłem na małej planecie. I co się okazało?
Od wielu dni Fertris nie postawił nogi na twardym gruncie. Brakowało mu tego. Poszedł kilkanaście metrów od statku. Wyskoczyła na niego kosmiczna wiwerna.
Jego marzeniem od wielu, wielu dni było kogoś urżnąć. A tu proszę, za jej głowę dostanie jeszcze trochę kredytów. Jego szczęściem było, że wziął ze sobą miecz.
Chociaż rozrywka nie trwała długo, bo aż półtorej minuty, Wiedźmin był zadowolony ze swej zdobyczy…
Dziennik pokładowy. Piętnasty dzień podróży.
W końcu do posiadacza sztyletu. W jego domu było pusto, na chłodziarce do żywności wisiała tylko karteczka: „Cytadela, 23.05.2371 r”. Obok wisiała druga karteczka. „Sam wiesz gdzie, czas 2597035426397214”. Zerwałem obie karteczki i czym prędzej pobiegłem do statku. Musiałem dotrzeć do cytadeli jak najszybciej…
Koniec części drugiej. Proszę o komentowanie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kelin dnia Wto 22:34, 28 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gothard
Generał armii
Dołączył: 11 Lip 2008
Posty: 3630
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 34 razy Ostrzeżeń: 5/5 Skąd: wiem, że to czytasz? Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 15:36, 01 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Cóż. Sam pomysł świata biorąc pod uwagę ogół ale za cholerę nic o nim nie wiem z tego co przeczytałem. Choć byś trochę mógł się zatrzymać na opisie czegokolwiek. Druga sprawa...nie obchodzi mnie za cholere czy on się uśmiecha czy nie. Takie pierdoły mnie drażnią. Druga sprawa. Orion...dla mnie to brzmi jak onion. Minus.
Nie zniechęcaj się tylko pisz dalej. Potraktuj to jako motywację.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kelin
Uczeń miecza
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 3/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 17:27, 01 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Nomadin, Orion to nazwa ramienia Drogi Mlecznej, więc się nie dziw.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Martin
Wrzód(Zbanowany)
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 2342
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 5/5 Skąd: Okolice Płocka Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 18:17, 01 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Ehh... Muszę przyznać, że jest fajne. Mnie tam nie obchodzi czy się uśmiecha czy nie, ale Nomadinie, szczegóły są ważne. Jedną z kilku wad jest to, że za cholerę nie wiem co z tymi planetami chodzi. Bardzo podobne do SW. Będę czytał.
Ocena to 7/10
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gothard
Generał armii
Dołączył: 11 Lip 2008
Posty: 3630
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 34 razy Ostrzeżeń: 5/5 Skąd: wiem, że to czytasz? Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 18:52, 01 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Przepraszam bardzo, Ty mi mówisz o szczegółach? Przepraszam bardzo ale chyba nie wiesz o czym mówisz. Przez to, że nie uwzględnił szczegółów trudno połapać jest się w jego świecie a szczegółem nie jest to, że uśmiecha się tyle i tyle razy na dzień gdyż to jest mało potrzebna pierdoła. Szczegół dotyczyć by też mógł wyglądu jego statku, opisu postaci czy też miejsca akcji. Ja nie wiem co wy na polskim robicie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Martin
Wrzód(Zbanowany)
Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 2342
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 5/5 Skąd: Okolice Płocka Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 18:57, 01 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
W sumie... Tego brakuję, Kelin popraw to, ponieważ oceny będą słabsze. To o uśmiechaniu, jest szczegółem, ponieważ też może się zaliczyć do opisu postaci.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gothard
Generał armii
Dołączył: 11 Lip 2008
Posty: 3630
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 34 razy Ostrzeżeń: 5/5 Skąd: wiem, że to czytasz? Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 19:20, 01 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
To, że się uśmiecha wiadomo, zalicza się do opisu postaci lecz to, ile razy się uśmiecha i wyliczanie ile...już nie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kelin
Uczeń miecza
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 3/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 22:41, 01 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Dobra, spokojnie, uznajmy, że do jest wersja Alpha Będzie jeszcze beta i Omega
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kelin
Uczeń miecza
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 3/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 18:49, 05 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Dobra, poprawiłem to co uważałem, że powinienem poprawić i wstawiam obie części na nowo. Tamte zostają dla porównania.
I
Statek Łowca wylądował w dokach cytadeli. Fertris musiał przyznać, Frank się spisał. Jego wahadłowiec latał teraz trzy razy szybciej.
Odczekał aż lądowisko straci ciśnienie. W języku prostym, będzie można wyjść bez zgniecenia. Wyszedł ze statku. Miecz zostawił w środku, wziął ze sobą tylko dwa laserowe pistolety. Nieraz już ktoś go atakował. Z resztą wyglądał nie pozornie, był niski (na niedosyt tego był niski), miał krótkie włosy, tylko lekki zarost mówił, że ma powyżej szesnastu lat. A miał dwadzieścia trzy. Ale umiał się bronić, w końcu był Wiedźminem, zabójcą potworów. Jego umiejętności dowodził amulet w kształcie głowy smoka.
Tylko najtwardsi kończyli szkolenie bojowe. A on był jednym z nich.
Szybkim krokiem ruszył w stronę kontroli.
- Witaj Fertris – odpowiedział mu jeden z ochroniarzy.
- Witaj Drake. A cóż to, specjalny stan ochrony? – spytał lekko zdziwiony.
- Tak. Zamach na władcę cytadeli… Ale mniejsza z tym. Mam nakaz każdego przeszukać. Nie masz chyba nic przeciwko?
- Jasne, że nie, ale od razu ostrzegam, mam dwa laserowe pistolety.
- Rozumiem. Możesz je zachować z racji tego, że ci ufam…
Fertris spojrzał na drugiego z ochroniarzy. Wyglądał jak gbur.
- Nowy?
- Owszem - usłyszał w odpowiedzi.
- A czemu się nie odzywa?
- Jest tylko zbyt nie śmiały… Tylko zbyt nie śmiały…
Wiedźmin jeszcze raz spojrzał na gburowatego. „Taaak, tylko zbyt nie śmiały…” – pomyślał i ruszył przed siebie.
***
Szedł piętnaście minut i zatrzymał się przy fontannie. Zamurowało go. Na ławeczce obok siedział Frank, ale nie był sam. Był z jakąś kobietą. Jako że nie chciał im przeszkadzać zawrócił w stronę stoisk z roślinami doniczkowymi. Tutaj to była prawdziwa rzadkość. Pomyślał, że podaruje Frankowi jedną z takich roślin jak pójdzie do niego do domu.
Już sobie wyobrażał minę Franka i pytanie, z jakiej to okazji. Wziął poleconą mu roślinkę, zapłacił i ruszył dalej. W stronę pubu „Tańczący wahadłowiec”. Żałował, że nie żyje w starych czasach. Z tego co czytał w 2034 roku były jeszcze normalne nazwy. Dalej już było coraz gorzej.
Z historii najbardziej lubił mowę o Polsce. Bawiło go jak jeszcze w 2010 roku religia stanowiła podstawę do tego stopnia, że ludzie stali bronić krzyża pod siedzibą głowy ich państwa. Uśmiechnął się, co było nie lada wyczynem. Zwykle nie uśmiechał się nawet tygodniami…
Wszedł do pubu. Muzyka była włączona na średnią moc tego sprzętu. Nieraz już siedząc w cytadeli tygodniami słyszał ich prawdziwą moc. Spojrzał na tablicę ogłoszeń. Zauważył coś o nazwie „Spiskowcy. Informacja u władcy cytadeli”.
Skopiował ogłoszenie na swój zegarek, chociaż trudno to było nazwać zegarkiem. Posiadało funkcje nie tylko godziny, miejsca i pamięci, ale także system operacyjny najnowszej generacji, komunikator z zestawem głośnomówiącym, gry i inne „bajery”.
Pomyślał, jakie szczęście mieli ludzie w dawnych czasach. Internet. Teraz go nie ma, choć powinien być. Ale cóż, nie ma nieskończoności adresów IP. Nikt już nie próbowała zrobić nowej sieci, bo to nie miało najmniejszego sensu. Te czterdzieści lat żywotności technologii nie były tego warte. Praca mogła trwać nawet piętnaście lat.
Miał to czego potrzebował, zlecenie. I to dobrze płatne. Oddalił się. Skierował kroki w stronę głównego zarządu cytadeli. Minął stoiska, mostki, rzeczkę, aż w końcu dotarł do dużej windy. Wszedł do niej i nacisnął przycisk numer 7, ostatni.
Minęło równo siedem sekund i już był na górze. Podszedł do sekretarki władcy cytadeli.
- Dzień dobry, ja w sprawie tego ogłoszenia – powiedział.
- Rozumiem, zapraszam do gabinetu pana Triska – usłyszał w odpowiedzi.
Sekretarką okazała się ta kobieta, która była z Frankiem. Musiał przyznać, była piękna. Miała złote, długie, sięgające jej do pasa włosy, brązowe oczy i delikatne usta. O innych walorach nie wspominając.
- Dziękuję – odparł, spojrzał ostatni raz na kobietę i ruszył do gabinetu.
***
- Czekaj – powiedział Fertris. – Niech to uporządkuję. Czyli twierdzisz, że zamach jest częścią czegoś większego, a ja mam dowiedzieć się co to jest i przeszkodzić temu. A gdzież tu potwory panie Trisk? Jestem przecież Wiedźminem.
- Sam sobie wybrałeś zlecenie.
- Zainteresowała mnie nagroda. Zwykle dają taką za szarańczę. Tej jest nawet pełno w Ramieniu Łabędzia. A tamta okolica jest dość pozbawiona potworów. I jeszcze pozostaje sprawa spiskowców. Są chociaż jakieś ślady?
- Tak ten sztylet – podał Wiedźminowi broń. – Posłuchaj, nie wykluczam udziału potworów. Jeśli będą jakieś utrudnienia wystarczy, że przyniesiesz dowód, a dam ci więcej kredytów. To jak, podejmiesz się zadania?
Fertris musiał przemyśleć sprawę. Oceniał wszystkie za i przeciw. Nie mógł się przecież podjąć zlecenia przeczącego jego profesji. W końcu specjalizował się w walce z potworami. Myślał. Coraz więcej przekonywało go na tak.
- Czas nagli Wiedźminie – władca cytadeli wyrwał go z zadumy. – Podejmiesz się zadania?
- Tak. Wytropię spiskowców…
II
„To chyba tutaj” – pomyślał Fertris. Poszedł odwiedzić Franka. Krążył po okolicy godzinę szukając jego nowego miejsca zamieszkania. Musiał przyznać, cytadela była wielka. Zadzwonił dzwonkiem. Drzwi otworzyły się. Na samym wejściu Wiedźmin usłyszał znajomy głos i ujrzał znajomą twarz. W ubraniu lekko pokrytym smarem przywitał go jego przyjaciel:
- Fertris, spóźniasz się.
- Cytadela jest wielka – odparł.
- Tak, wiem. Rozgość się.
Spojrzał na mechanika. Jego twarz od szkolenia nic się nie zmieniła. Na jego gładko ogolonej twarzy spoczywały te same, uczciwe rysy. Żałował, że Frank nie zdał razem z nim.
- To dla ciebie – podał mu roślinkę.
- Z jakiej okazji?
- Z okazji nowej drogi życia – Fertris uśmiechnął się.
***
Na jednym spotkaniu omówili setki spraw. Nie wiedzieli jak im się to udało, ale omówili wszystkie ostatnie wydarzenia z galaktyki. Włącznie z wyprawą Wiedźmina. A może na czele z tym. W każdym razie Frank jako mechanik wyłapywał zawsze wiele plotek na różne tematy. Każdą z nich podzielił się z Fertrisem. Ten podziękował, dopił puszkę napoju i wyszedł. Czas było na łowy.
Skierował kroki do doków. Miał duży kawałek do przejścia. Jak tylko tam dotarł ujrzał statek, kształtem przypominający strzałę. Ale były jeszcze w niej dwa odrzutowe silniki. Wszedł do środka.
Sprawdził stan wszystkich silników, kabli i całego monitoringu. Wszystko było sprawne.
- Wieża, tu Łowca, jestem gotowy do startu. Proszę o pozwolenie wylotu.
- Łowca, tu wieża. Udzielam ci pozwolenia na start. Otwarcie wrót będzie za 10. – Fertris zaczął odpalać silniki. – 9 – Pogrzebał coś przy nawigacji. – 8 – Zasiadł wygodniej w fotelu. – 7 – Zaczął szybkie utlenianie. – 6 – Wziął w ręce ster. – 5 – Nacisnął guzik, który pozwolił statkowi unieść się trochę w powietrze. – 4 – Podleciał do wrót. – 3, 2, 1, Start. – Wrota się otworzyły a Wiedźmin wyleciał z doku z prędkością dźwięku, a może i szybciej.
Zostawił za sobą coś ta kształt wielkiego, oświetlonego cylindra, do którego było dołączone parę ramion.
Skierował się w stronę przekaźnika, który go „popchnie” w miejsce, o którym powiedział mu Frank. Dolatywał właśnie do burzy asteroid.
***
Dziennik pokładowy. Pierwszy dzień podróży.
Przedarłem się przez pas asteroid. Docieram powoli do Ramienia Perseusza. Tam w jednym z mniej uczęszczanych układów planetarnych jest mój pierwszy cel, handlarz bronią. Zbieg zostawił broń po nieudanym zamachu, Muszę zobaczyć czy on coś o tym wie.
Dziennik pokładowy. Drugi dzień podróży.
Przeleciawszy przez Mgławicę Oriona wleciałem w Ramię Perseusza. Już niedaleka droga przede mną. Dzięki Frankowi, że tak zmodernizował ten statek. Teraz jego prędkość jest nieporównywalna do poprzedniej.
Dziennik pokładowy. Trzeci dzień podróży.
Wreszcie dotarłem do celu mego pierwszego etapu podróży. Okazało się, że przy tej gwieździe były trzy planety, a tylko jedna z nich nadawała się do zamieszkania przez ludzi. Ale ostatecznie siedziba handlarza była na jednym z piętnastu księżyców trzeciej z kolei planety. Zobaczył sztylet laserowy, przy pomocy którego został przeprowadzony zamach. Stwierdził, że takie sprzedaje tylko jego przyjaciel z Ramienia Strzelca. Oczywiście, nie mogło się obejść bez perswazji.
PS. Jeszcze długa droga przede mną…
Dziennik pokładowy. Dziewiąty dzień podróży.
Przesłuchałem nowego sprzedawcę broni. Na szczęście okazało się, że to on sprzedał ten – jak się dowiedziałem – niezwykle rzadki egzemplarz broni. Pamiętał nawet komu go sprzedał. Adres to Ramię Strzelca, Mgławica Laguna. Kolejny etap podróży rozpoczęty…
Dziennik pokładowy. Dziesiąty dzień podróży.
Dotarłem do rzekomego zamachowca. Twierdził, że dał sztylet w prezencie bratu. I jak tu teraz spokojne śledztwo przeprowadzić…
Dziennik pokładowy. Trzynasty dzień podróży.
Brakowało mi twardego gruntu pod stopami. Muszę lecieć na drugą stronę galaktyki, aby odwiedzić nowego rzekomego zamachowca. Zszedłem na małej planecie. I co się okazało?
Od wielu dni Fertris nie postawił nogi na twardym gruncie. Brakowało mu tego. Poszedł kilkanaście metrów od statku. Wyskoczyła na niego kosmiczna szarańcza.
Jego marzeniem od wielu, wielu dni było kogoś urżnąć. A tu proszę, za jej głowę dostanie jeszcze trochę kredytów. Miał szczęście, że wziął ze sobą miecz.
Chociaż rozrywka nie trwała długo, bo aż półtorej minuty, Wiedźmin był zadowolony ze swej zdobyczy…
Dziennik pokładowy. Piętnasty dzień podróży.
W końcu do posiadacza sztyletu. W jego domu było pusto, na chłodziarce do żywności wisiała tylko karteczka: „Cytadela, 23.05.2371 r”. Obok wisiała druga karteczka. „Sam wiesz gdzie, czas 2597035426397214”. Zerwałem obie karteczki i czym prędzej pobiegłem do statku. Musiałem dotrzeć do cytadeli jak najszybciej…
No, chwilowo pracuję nad trzecią częścią. Jak będzie gotowa, wstawię.
Zapomniałeś o regulaminie ? Kolory tylko dla moderatorów -,-
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kelin dnia Wto 18:52, 05 Paź 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kelin
Uczeń miecza
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 3/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 20:15, 15 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
III
23 maja 2371 rok. Jak tylko Łowca znalazł się w okolicy cytadeli połączył się z wieżą.
- Wieża, tu Fertris Throwden, wykryłem zabójcę, proszę o natychmiastowe pozwolenie na lądowanie.
- Tu wieża, udzielam pozwolenia, a dodatkowo na wcześniejsze wyjście ze statku.
- Dzięki wielkie. Bez odbioru.
- Przyjąłem.
Mały wahadłowiec wleciał do doków. Wiedźmin nie czekając założył hełm, pozwalający wytrzymać bez powietrza, porwał miecz zza siedzenia i dwa pistolety z szafki i wyskoczył na metalowe podłoże. Zachwiał się, gdyż od tylu dni nie dotykał stałej ziemi. Złapał rytm chodzenia i pobiegł co sił w stronę głównego biura zarządcy cytadeli.
- O, pan Fertris – usłyszał od sekretarki. – Na kiedy pana umu…
- Natychmiastowo.
- Ale szef jest teraz zajęty…
- Nie szkodzi – odparł szybko i wparował do gabinetu.
Wchodząc ujrzał grymas na twarzy władcy cytadeli, ale na widok Wiedźmina jego wyraz twarzy zmienił się na zdziwiony. Jego usta chciały powiedzieć „Tak szybko?”, ale struny głosowe nie wydały z siebie żadnego głosu.
Zarządca spojrzał po sobie znów próbując coś powiedzieć. Nie mógł. Wiedźmin spojrzał z zaciekawieniem a zarazem dużym zaskoczeniem. „Co się stało?” – pomyślał i postanowił obserwować dalej.
Włada cytadeli pokazał na pustą szklankę. Fertrisowi wydało się jasne, że musi się napić. Szybko wziął szklankę i wziął z regału za sobą butelkę whisky. Pośpiesznie nalał je do naczynia i podał zarządcy. Tamten pił łapczywie, jakby zaraz w okolicy miała wybuchnąć Super Nowa.
Po wypiciu padł głową na stół. Zemdlał. Fertris zdjął rękawiczkę i odchylił głowę. Klatka piersiowa się nie ruszała. Zbliżył rękę do żyły na jego szyi. Nie było pulsu. On umarł. Wyszedł z gabinetu i zawołał sekretarkę. Pokazał jej to co zauważył. Prawie zemdlała na jego widok. Chciała już wołać ochronę, ale Wiedźmin ją powstrzymał.
Otworzył usta władcy cytadeli i pokazał fioletowy język.
- Widzisz ten kolor? – spytał.
- Tak – odparła. – Ale co on oznacza?
- Moi tak zwani przodkowie, Wiedźmini, mówili, że fioletowy język jest od zatrucia.
- Ale przecież… Jak to możliwe?
- Posłuchaj, nie mogę teraz wyjaśnić. Musze uciekać. Pomyślą, że to ja go zabiłem. Wrócę tu, aby kontynuować śledztwo, ale podejrzewam, że nie wcześniej niż za miesiąc. Powiedz Frankowi, żeby przyleciał sam wie gdzie za tydzień.
- Skąd wiesz…?
- Nie teraz. Muszę iść. Żegnaj.
Fertris się oddalił szybkim krokiem. Jak odszedł już spory kawałek poderwał się do biegu. Odleciał. Musiał uciekać. Nic by nie zdziałał, gdyby go pojmali. Teraz musiał wykonywać nielegalne zlecenia, aby zarobić na nowy statek. Ten znali. „W co ja się wpakowałem?” – pomyślał. „W co ja się wpakowałem…”.
Nie, to jeszcze nie koniec.
Pisałem już, że kolory zarezerwowane są tylko dla moderatorów. Ost
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kelin dnia Pią 20:18, 15 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gothard
Generał armii
Dołączył: 11 Lip 2008
Posty: 3630
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 34 razy Ostrzeżeń: 5/5 Skąd: wiem, że to czytasz? Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 07:10, 16 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Odczucia po tym rozdziale...za szybko dla mnie akcja się potoczyła. Na pewno dało to się jeszcze bardziej rozpisać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kelin
Uczeń miecza
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 3/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 10:28, 16 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Może i dało. Akcja szybka, dostosowana do sytuacji (wg. mnie). Następne będzie dłuższe.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kelin
Uczeń miecza
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 3/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 19:28, 24 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
IV
Układ Słoneczny, Saturn, Tytan. Mały wahadłowiec wylądował na największym z naturalnych satelitów drugiej co do wielkości planety układu planetarnego zajętego przez ziemian. Wyszedł z niego skromny mechanik z kosmicznej cytadeli, Frank. Skierował się na wschód, o ile tak można nazwać ten kierunek. Na horyzoncie pojawił się mały domek. Nie chciał tam podlatywać. Dla swojego własnego bezpieczeństwa wolał nie zdejmować radaru ze statku.
Pół kilometra dalej mógł zobaczyć, że dom jest przykryty kopułą, dzięki której ciśnienie nie zmiażdżyło domu. Spojrzał w prawo. Daleko hen były lasy. Niebieskie, zielone, czerwone. Spojrzał w prawo. Jeziora. Fertris miał obok takie piękne okolice, a jednak osiedlił się na pustyni.
Frank przejechał dłonią po twarzy. Cieszył się, że ta pustynia nie jest piaszczysta, tylko kamienna. Po wydmach raczej nie chciałby chodzić.
Dotarł do stromego wzniesienia. „Dobra” – pomyślał. „Czas wykorzystać te silniczki chwilowego użytku, aby się dostać na górę.” Nacisnął przycisk na piersi i wzniósł się w górę. Zmienił pozycję, aby przemieścić się w przód i wyłączył je. Spadł na nogi tracąc chwilowo równowagę, ale szybko ją złapał.
Podszedł kilka metrów do kopuły i nacisnął przycisk umieszczony przy wejściu. Otworzyły się, a mechanik wszedł. To wszystko było dobrze przemyślane. Drzwi otwierały się po naciśnięciu dwóch przycisków, jednego na zewnątrz (który informował osobę w środku o przybyszu) i tego w środku, lub przy pomocy karty, która była jedna. Tak na wszelki wypadek, ale Frank postanowił, że tak czy siak zrobi swoją. Nie chce być uzależniony pod tym względem od Fertrisa i nie chciał, aby Fertris był uzależniony od niego.
Zobaczył Wiedźmina, który go natychmiast powitał zimnym piwem. To niesamowite, jak jeden napój był wykorzystywany prawie od początków ich cywilizacji. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, jak starzy dobrzy przyjaciele, którymi byli. Frank dowiedział się, jak Fertris chodził na polowania do lasu i jak chodził na ryby do jezior nieopodal. Nawet go poczęstował jedną. I to wędzoną.
Mechanik za to opowiedział druhowi o tym, jak chodził do przeróżnych pub’ów wraz ze swoją dziewczyną – sekretarką byłego władcy. Powiedział, że nazywa się Ferina, ale Wiedźmin już go nie słuchał. Czuł, że dotąd miła i przyjemna rozmowa stacza się na inne progi. Poprawił pozycję w fotelu i zapytał:
- A co w cytadeli? Nadal, mnie szukają?
- A jakże. Chyba nie myślałeś, że tak szybko o tobie zapomną. W końcu minął tylko miesiąc od mojej ostatniej wizyty, a już odwiedziłem cię trzy razy. Jeszcze poczekasz rok zanim to się uspokoi.
- Taak… Już, minęły dwa miesiące. Nie mogę czekać. To za długo. Nawet Wiedźminowi się kiedyś kończy cierpliwość – podrapał się po swojej małej bródce. Widać było, że się zaniedbał. Smród od niego leciał, chociaż nie tak straszliwy. A może straszliwy… Może to tylko nos Franka się przyzwyczaił do przeróżnych odorów od napraw silnika? To nie było istotne. Istotne było to, że tak nie może być.
- Masz jakieś ciekawe informacje? – zaczął znowu Fertris?
- Mam. Mało mnie z roboty nie wywalili.
- No to mów.
- Pamiętasz te dwie karteczki? Ta druga, na której był ten ciąg liczb przedstawiała co dwa znaki datę. To było… 25 maja 2371. Dzień, w którym na cytadeli pojawiła się tajemnicza grupa najemników.
- Myślisz, że mieli z tym coś wspólnego?
- Raczej tak, bo kontaktowali się z paroma osobami, które były podejrzewane o wcześniejszy zamach. Już mówiłem, że zaraz po twoim wylocie na poszukiwania oficjalnie ogłoszono podejrzanych? I to na cytadeli.
- Mówiłeś. Przedstawiłeś nawet ich nazwiska, których w tym momencie nie pamiętam. Ale mam gdzieś zapisane.
- To dobrze. Będę się próbował wkręcić w ich szeregi. Dobrze, w takim razie daj mi ją, albo jej kopię. Też nie mam takiej dobrej pamięci.
- Masz kopię. Też potrzebuje tych informacji. W końcu to ja wszystko interpretuję.
- Taak… - odparł z uśmiechem Frank. – Muszę już iść. Do zobaczenia Fertris.
- Na razie Frank – uśmiechnął się.
Mechanik wyszedł czytając nazwiska podejrzanych. Złapał go potrzeba w połowie drogi do statku, a więc skręcił w las. Podszedł szybkim krokiem pod drzewa. Bardziej w sumie chciał zobaczyć ich piękno niż je „podlać”. Otworzył kombinezon u dołu i zaczął wykonywać swoją potrzebę.
Wodził oczami po pięknych liściach, owocach… Zaraz, owocach? Przecież na innych drzewach ich nie ma. Wytężył wzrok i zamiast owoców dojrzał ludzkie głowy. Piwo podeszło mu do gardła. Szybko skończył, wyjął pistolet i udał się w tamtym kierunku. Dotarł do drzewa. Obok na krzewach leżały martwe ciała. Niektóre się już rozkładały, niektóre nie. Podszedł do jednego z nich i spojrzał na szyję. „Dziwne” – pomyślał. Spojrzał na drugiego. Zobaczył dwa nieśmiertelnik. „No, ten przynajmniej ma” – powiedział. Spojrzał na nie i przeczytał wszystkie informacje na nich zawarte. Nazwisko skądś chyba znał. Zerknął na listę nazwisk, którą dał mu Wiedźmin.
- Niemożliwe… - powiedział do siebie. Na samym początku listy widniało nazwisko tego człowieka, Farson Dervis. Jak coś takiego mogło się stać? Obszedł wszystkie ciała. Znalazł jeszcze dwa nieśmiertelniki. Oba należały do osób z listy. To było więcej niż dziwne. Szybko się oddalił od tego miejsca. Słysząc coś, jakby go ktoś gonił strzelił trzy razy za siebie i przyspieszył. Postanowił Fertrisa na razie nie powiadamiać o tym. Chciał zobaczyć, czy sam sobie poradzi z tą zagadką.
Ruszył już szybszym krokiem w stronę statku i zasiadł za sterami. Ruszył w stronę cytadeli.
Tak więc uzbierały się już cztery części opowiadania o Wiedźminie. Z tej części jestem póki co najbardziej zadowolony.
EDIT: Dodam tutaj, bo nie ma sensu tworzyć nowego tematu http://www.youtube.com/watch?v=4It-YXPvKm8
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kelin dnia Nie 22:00, 24 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kelin
Uczeń miecza
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 3/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 23:17, 24 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
No dobra, macie coś ode mnie. Świeżutką część opowiadania. Tylko oceniać proszę.
V
Dni na Tytanie mijały Fertrisowi dość wolno. No bo co tam można robić? Granie po jakimś czasie (Wiedźminowi raczej szybko) się nudzi, polowania są też nudne w dużych ilościach, kąpiele tutaj były ryzykowne i to robił najczęściej. Jedyną odskocznią od monotonni przebywania tam było chyba prowadzenie śledztwa, bo w końcu na jego zakończeniu Fertrisowi najbardziej zależało.
Po trzynastu dniach od wizyty Franka, Wiedźmin postanowił iść na polowanie do lasu. Wziął swój przetrzymywany specjalnie na takie okazje karabin i udał się w stronę wielobarwnych lasów. Miał niedaleko do przejścia, mieszkał na takim miejscu pustyni, gdzie miał dość blisko to pożywienia, wszak jeszcze żywego.
Zagłębiając się w las podziwiał po raz kolejny liście. Ten widok oczu nie nudzi nigdy. Kiedyś ludzie by nie pomyśleli, że coś takiego może istnieć. Wszystkie planety, na których mogło być życie upodabniali do swojej. Myśleli, że tylko zielony barwnik jest potrzebny do fotosyntezy, a tutaj właśnie było tego jawne przeczenie. Przecież lasy nie były tylko koloru zielonego.
Wyostrzył wzrok i słuch. Zauważył jakiś ruch na prawo od miejsca, w którym był. Odwrócił się szybko i strzelił. Nie trafił. Nie było słychać jęku trafionej zwierzyny. Poszedł dalej. Po przejściu kilkudziesięciu kroków znów zobaczył ruch, po tej samej stronie. Wtórnie wykonał obrót kończąc go strzałem, ale tym razem trafił. Wysłał małego robota, aby wziął świeże mięso i zaniósł do domu.
Kiedy robot podnosił zwierzynę Fertris ujrzał tygrysa. Ale nie zwykłego, lecz szablo zębnego. „A więc projekt z odnową tej rasy tutaj jednak ruszył…” – pomyślał. Wiedział, że one polowały, a raczej polują stadami. To były najgorsze stworzenia, jakie mógł w tym lesie spotkać. To było duże wyzwanie dla tak młodego Wiedźmina, ale on lubił wyzwania, więc ruszył dalej.
Przez najbliższe sto metrów naliczył przynajmniej cztery ruchy wokół siebie. Wszystkie te ruchy nie były wykonane przez jednego osobnika. Przynajmniej przez dwa. Fertris wszedł w gęstszą część lasu. „Tutaj pewnie będą atakować” – pomyślał. Nie mylił się. Wykonał tylko trzy lub cztery ruchy i z lasu wyłoniły się dwa tygrysy, które go dotąd ścigały. Wiedźmin się nie ruszał. Odmierzał w spokoju kąt strzału na oba cele.
Podniósł strzelbę do góry, naciskał spust i nagle na jego plecy zwalił się trzeci szablo zębny. Kiedy jego dwie ciężkie łapy wręcz runęły na niego, Fertris aż stracił na chwilę dech. Tego się nie spodziewał. Żeby zwierzęta były aż tak inteligentne? Szybko wywinął się spod wielkiego cielska i stanął w sam środek między zwierzętami.
Ten, który runął na Wiedźmina zaczął warczeć. Zdziwiony Fertris szybko się opanował, ugiął kolana i zaczął biec przez gąszcz. Biegł szybko, ale tygrysy doganiały go, a najważniejsze, że już nie były trzy, a sześć. Przyspieszył. Biegł teraz niczym błyskawica wyrzucona w niebo z głośnym grzmotem, ale i tak szablo zębne były tuż za nim. Ich gromada co chwilę się powiększała. Siedem… Osiem… Dziewięć… Dziesięć… Liczył Fertris, aż w końcu doliczył się dwudziestu siedmiu. Goniło go małe stadko, ale wiedział, że to nie wszystkie.
Zaczął zwalniać. Jego nogi nie mogły znieść takiej prędkości przez resztę czasu. Wcisnął przycisk na swojej piersi i zaczął się unosić. Chciał uciec na drzewo, chociaż na chwilę, aby móc odsapnąć. Zrobił tak.
Z wysokości policzył tygrysy. „Trzydzieści. Doszły trzy. Jest ich coraz mniej.” Myślał na głos Wiedźmin. Podniósł do góry karabin. Przeklinał się za to, że nie wziął miecza. Wymierzył uważnie w jednego. Strzelił centralnie w głowę. Ofiara padła. Zabił tak jeszcze trzy, dopóki tamte nie zaczęły wchodzić na drzewo. Wtedy Fertris zeskoczył i zaczął uciekać dalej, strzelając do nich. Nie mógł uwierzyć, że wplątał się w coś takiego. Po zestrzeleniu trzech stan grupy się poprawił. Teraz już wynosił trzydzieści cztery. Czuły, że mają wymagającego przeciwnika i za żadne skarby nie chciały odpuścić. Wybiegł na równinę.
W biegu Wiedźmin próbował zestrzeliwać je. Udawało mu się, chociaż bardzo rzadko trafiał. Ustrzelił coś około pięciu. Był zadowolony, bo nie dochodziły już żadne nowe osobniki.
Biegnąc z dużą prędkością potknął się o mały kamień. I to podczas strzelania. Przeklęty był to dla niego upadek. Skręcił kostkę robiąc trzy przewroty na ziemi. Do tego walnął głową o ziemię. Szablo zębne otoczyły go. Jeden, chyba samiec alfa, wysunął się w przód, przed szereg. Podszedł do Wiedźmina. Zaczął wąchać jego nogę, tę, która była skręcona. Wąchał ją tak, jakby chciał się upewnić, że Fertris się już stąd nie ruszy. Po chwili Wiedźmin użył zdrowej nogi, aby kopnąć go nos.
Tygrys poderwał się na dwie łapy. Już chciał go nagle walnąć potężną, przednią łapą, gdy nagle Fertris usłyszał świst i zobaczył strzałę, która przeszyła na wylot głowę szablo zębnego. Padł na ziemię.
Wiedźmin próbował dojrzeć, skąd przyleciała owa strzał. Zobaczył w oddali drobnego – ale być może tak się wydawało tylko z tej odległości – strzelca. Wyjął drugą strzałę, napiął łuk i wypuścił ją. Zabił cztery stojące obok siebie tygrysy. Fertris próbował się domyślić jak to możliwe, ale nie chciał też tracić czasu. Wycelował pośpiesznie w jednego z napastników, gdy te stały zdziwione i nie wiedziały co robić po stracie przywódcy i czterech „braci”.
Wiedźmin strzelił. Zabił przy tym jednego tygrysa, lecz był dumny z siebie, że przez ból mógł wycelować. Wśród szablo zębnych zaczął się istny chaos. Każdy z nich zaczął się miotać we wszystkie strony i biec w inną, lecz każdy po chwili wracał, jakby przypomniał sobie, że o czymś zapomniał.
Fertris usiadł i zaczął po kolei wystrzeliwać każde w ten sposób się zachowujące. Tajemniczy strzelec też to dostrzegł, bo zaczął strzelać większą ilością strzał. I tak padło całe jedno stado tygrysów. Tajemniczy sprzymierzeniec podszedł do Wiedźmina i powiedział:
- Miałeś szczęście.
- Jak to? – odparł mu.
- To było małe stado.
Fertris rozejrzał się. Dostrzegł jednego, małego tygryska próbującego się wydostać z łona matki. Wskazał palcem na ten widok. Chciał już strzelać, ale strzelec go powstrzymał. Podszedł do tygrysicy i odebrał poród. Małe zwierzę wręczył Wiedźminowi.
- Masz. Naucz się, że w zabijaniu też trzeba mieć umiar. A tak w ogóle, to jestem Joker.
- Joker? To twoje imię?
- Skąd. Moje prawdziwe imię, być może poznasz kiedy indziej. Może ty byś się przedstawił.
- Jestem Fertris, Widźmin.
- Wiedźmin? Znaczy się, ty trudnisz się w zabijaniu potworów i innych takich?
- Dokładnie.
- No to chodź panie Wiedźmin. Tylko weź małego.
- Nie mogę. Mam skręconą kostkę.
- No tak… To by wyjaśniało, dlaczego przez całą walkę nie wstałeś. Dobra, podaj mi rękę – powiedział Joker, wystawiając swoją prawicę. Fertris odwzajemnił gest i podciągnął się. Zarzucił strzelcowi rękę na kark.
- A co z resztą tygrysów? Nie weźmiemy ich?
- Nie. Niech tutejsze plemiona mają co jeść. Ostatnio widziałem u nich istne braki w jedzeniu. Chodźmy już. Na Tytanie zbliża się noc. Nie chciałbyś wiedzieć, co tutaj się dzieje w nocy.
- Rozumiem. Może chodźmy do mnie…
- Nie. Pójdziemy do mnie. Muszę cię nauczyć litości. Złamię w tobie tą paskudną cechę Wiedźmina.
I poszli. Wraz z małym tygryskiem, kończąc żywot całego stada jego pobratymców…
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kelin dnia Nie 23:18, 24 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|