Forum GOTHIC WEB SITE Strona Główna GOTHIC WEB SITE
Forum o grach z serii Gothic
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Opowiadanie Miry ( Moje opowiadanie )

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GOTHIC WEB SITE Strona Główna -> Twórczość własna użytkowników
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Valtor
Uczeń miecza


Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 13:28, 29 Gru 2010    Temat postu: Opowiadanie Miry ( Moje opowiadanie )

WSTĘP


Na północy, gdzie zimy bywały mroźne, a lata chłodne stał olbrzymi zamek Kert. Zamieszkiwali go czarodzieje. Kamienną budowlę udało się odkryć niewielu. Było to zasługą potężnych drzew rozległej Puszczy Dured, która otaczała zamek. Twierdza była nie do zdobycia, ze względu na niezliczoną ilość wież oraz chroniące ją i puszczę bardzo silne zaklęcia, rzucone wieki temu przez założyciela zamku, zwanego także Pierwszym Czarodziejem.
O mieszkańcach zamku Kert krążyło wiele historii. Mówiły one, że to źli ludzie, którym nie należy ufać i trzeba się ich wystrzegać. Były fałszywe. W rzeczywistości czarodzieje zawsze gościli w swym zamku wędrowców, którzy zabłądzili w puszczy. Ich zadaniem było pomaganie innym.


ROZDZIAŁ PIERWSZY


Niespodziewanie nadeszła sroga zima. Pozbawione liści i zziębnięte drzewa marzły na wietrze. Gruba warstwa śniegu przykrywała zżółkniętą trawę, która ze zniecierpliwieniem wyczekiwała wiosny. Chmury z niezwykłą szybkością przesuwały się po szarym niebie.
Rozległy dziedziniec zamku Kert był dzisiaj pusty. Jedynie na wysokich i grubych murach patrolował teren wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. Jego brązowe oczy rozglądały się uważnie na wszystkie strony. Załamany nos sprawiał, że twarz młodzieńca wydawała się ciekawsza.
Nagle zmarszczył czoło. Jego uwagę przykuł niewielki, przeciskający się przez wysokie zaspy punkt. Mężczyzna zeskoczył szybko z murów, po czym biegł jak najszybciej do wnętrza zamku.
- Człowiek! – zawołał po rozwarciu żelaznych wrót. Wkroczył z pośpiechem do wielkiej sali podpieranej przez grube, zdobione freskami kolumny. Przez niewielkie otwory okienne do środka sączyły się leniwie promienie światła.
- Gdzie, Bumirze? – zapytał ze spokojem siwowłosy starzec, który mimo podeszłego wieku wyglądał na silnego. Jego skórę pokrywały liczne zmarszczki.
- Poza murami zamku. Wygląda na zziębniętego. Na pewno wędruje od wielu dni. Trzeba go ratować!
Starzec wyprostował się, po czym pogładził w zamyśleniu swą długą brodę.
- Miro! – zawołał. Po chwili pojawiła się przy nim złotowłosa kobieta o niezwykle gładkiej cerze. Spoglądała na niego swoimi dużymi i niebieskimi, jak wody oceanu oczyma.
- Tak, Bernardzie? – zapytała.
- Będziesz musiała szybko przygotować komnatę. My ruszamy na ratunek wędrowcowi. Trzeba się spieszyć, przyjacielu!
Po chwili dwaj mężczyźni byli już na zewnątrz. Bumir ciągnął za sobą wyczarowane przez Bernarda nosze.
- Szybciej! – ponaglał go towarzysz.
Za jakiś czas byli przy nieznajomym. Okazało się, że to silny i barczysty człowiek. Wyglądał jednak na zziębniętego i wycieńczonego. Wiatr zmierzwił jego czarne włosy. Przeszył obcych swoimi szarymi i przenikliwymi oczyma, po czym zapytał ociężale resztkami sił:
- Kim jesteście?
- Przyjaciółmi – odparł Bernard z uśmiechem na twarzy. Razem z Bumirem usadowił przybysza na noszach, po czym obaj zanieśli go ostrożnie do malującego się przed nimi olbrzymiego zamku Kert. Musieli przedzierać się przy tym przez wysokie chaszcze.
- Ratujcie moje stopy… Są odmrożone. – zawołał chory. Następnie stracił przytomność.
Na zamku starannie się nim zajęto. Nieznajomy, zaraz po odzyskaniu świadomości powiedział czarodziejom, że jego imię to Unirad. Więcej o sobie nie zechciał nikomu wyjawić. Choć jego stopy były w naprawdę ciężkim stanie, to udało się je na szczęście uratować. Odmrożone obszary ogrzano szybko w ciepłej wodzie. Zaraz potem owinięto je delikatnie w miękkie bandaże.
- Powinieneś przez dłuższy czas leżeć w łóżku – zwróciła się do niego Mira. Kobieta siedziała na brzegu jego łóżka.
- Dziękuję wam za pomoc… - powiedział z wysiłkiem Unirad – Gdyby nie wy, mógłbym już nigdy nie chodzić.
- To drobiazg.
- Widziałem… Widziałem, gdy maczaliście bandaże w nieznajomym mi płynie. Nie musicie przede mną ukrywać, że … że jesteście czarodziejami. W moich stronach ludzie wiele o was mówią.
Mira się lekko zarumieniła. Zaraz potem jednak jej mina spoważniała.
- Co takiego o nas mówią? – zapytała, podnosząc głos i powstając – Że jesteśmy potworami, które nie znają litości oraz współczucia?
Unirad milczał.
- Też tak kiedyś o was myślałem – rzekł po chwili - Miałem takie samo zdanie, jak mi bliscy… Kiedy zobaczyłem wasz zamek, odtąd towarzyszył mi wielki strach. Wiedziałem jednak, że jeśli ktoś mnie może uratować przed wielkim mrozem, to tylko wy. Przełamałem lęk i zmierzałem bez wahania do waszej siedziby.
- Więc teraz uważasz się za bohatera?
- Ależ nie! Wstyd mi, że wierzyłem w opowiadania zmyślone przez moich przodków.
- Nie jesteś człowiekiem dumnym. Potrafisz przyznać się do błędu, Uniradzie. To bardzo dobrze.
- Jaki czas będę mógł u was zostać?
- Mieszkaj tu, ile tylko chcesz.


* * *


Unirad pozostał w zamku Kert jeszcze przez następną zimę. Nadeszło lato. Okazało się, że to bardzo dobry wojownik. Nauczył przez ten długi czas Bumira, jak sprawnie posługiwać się mieczem. On sam był jednak nie do pokonania. Bernard stwierdził bez wahania, że to jakaś zaleta wrodzona przybysza. Młodzieniec potrafił także bardzo szybko wystrugać wiosną flet z gałęzi drzew, kiedy te puszczały soki i były dość miękkie. Wyśmienicie zresztą grał na tym wykonanym własnoręcznie instrumencie.
Unirad uwielbiał usiąść w ciągu dnia pod grubym pniem drzewa. Pobudzane przez wiatr liście schładzały wtedy jego twarz. Lubił także przebywać na łonie natury. Bardzo często, kiedy słońce dopiero co pojawiało się na niebie, młodzieniec wyruszał samotnie do puszczy i przebywał wśród żyjących tam wilków, dzików, wiewiórek, myszy oraz wielu innych zwierząt. Choć nie potrafił z nimi bezpośrednio rozmawiać, to posiadał wielki dar, który pozwalał mu się porozumiewać z tymi przyjaciółmi.
Słońce zniżało się ku widnokręgowi, a niebo nabrało pomarańczowej barwy. Unirad siedział właśnie na murach zamku i patrzył przed siebie, w dal.
- Na co tak patrzysz? – zagadnęła Mira.
- Niedługo będę musiał was z żalem opuścić – powiedział Unirad.
- Dlaczego?
- Już i tak dość użyłem waszej gościny. Wkrótce wyruszam na zachód.
- Czy w końcu powiesz mi, dokąd wędrujesz? – zapytała Mira.
- Panujący daleko stąd potężny czarodziej uwięził kilka lat temu mojego brata w przeszłości, skąd nie ma ucieczki. Nie mam nawet pojęcia, czy żyje. Pozostaje mi jedynie nadzieja. Postanowiłem niegdyś, że wyruszę do tego złego czarodzieja i uwolnię mojego brata.
- To straszne. Jak zwie się ten czarodziej?
- Emuligat.
- Nie!
- Co się stało, Miro? – zaniepokoił się Unirad.
- Znamy niestety tego człowieka. I to całkiem dobrze…
- A więc kim on jest?
- Raczej był… Naszym przyjacielem. Widzisz… Moi rodzice mnie dawno temu porzucili. Nie wiem nawet, gdzie się teraz znajdują. Widocznie dziecko było dla nich tylko kłopotem. Bernard był ich dobrym znajomym. Zerwał oczywiście z nimi kontakt i wziął mnie na wychowanie. Pewnego razu odkrył we mnie magiczne zdolności. I oto moja streszczona historia.
- Nie płacz… - Unirad próbował pocieszyć kobietę, z której oczu zaczęły wypływać łzy.
- Za jakiś czas do naszego zamku przybył chłopiec – kontynuowała.
- Emuligat?
- Tak. Był zamknięty w sobie i najczęściej przebywał w samotności. Nie chciał też nigdy, aby ktoś wchodził do jego komnaty. Bernard wiedział już wówczas, że jest z nim coś nie tak. Kiedy Emuligat dorósł, zmienił się. Przez ten cały czas nic o nim nie wiedzieliśmy. Aż któregoś dnia nagle zniknął. Ślad po nim zaginął, ale do pewnego czasu. Minęły dwie zimy, kiedy zaczęły krążyć pogłoski o złym czarodzieju Emuligacie, który sprawuje niesprawiedliwe rządy i zabija.
- Dlaczego nie wyruszyliście przeciw niemu?
- Czy mięliśmy jakiekolwiek szanse? Czwórka czarodziei przeciw wielkiej armii?
- Zaraz, zaraz… Powiedziałaś ,,czwórka”?
- Tak. Nie przesłyszałeś się. Nie opowiedziałam ci najważniejszego. Wiosną przed twoim przybyciem był tutaj Emuligat. Nie potrzebował nawet do tego żadnej armii! Miał sam dość siły. Nie przybył tutaj, aby zniszczyć naszą siedzibę. Zabił tylko jednego z nas… Wilkomira.
- Dlaczego?
- Nie wiemy. Teleportował się, zanim zdążyliśmy cokolwiek zrobić.
- Smutne jest to, co powiadasz. Znajdę Emuligata i zabiję go za wszystkie wyrządzone szkody.
- Pomogę ci – powiedziała szybko Mira.
- Sam się z nim rozprawię. Moja wyprawa nie będzie bezpieczna. Lepiej zostań tutaj – wypowiadając ostatnie zdanie, Unirad patrzył Mirze prosto w jej piękne oczy.
- Jak sobie życzysz, Uniradzie.


I jak ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GOTHIC WEB SITE Strona Główna -> Twórczość własna użytkowników Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin