|
GOTHIC WEB SITE Forum o grach z serii Gothic
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Japven
Adept walki
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 21:29, 21 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Rozdział I
Minęły dwa lata od tej przygody rodzeństwa i od śmierci ich matki. Mafi nadal modlił się za swoją matkę do Innosa żeby spoczywała w pokoju. Jego brat się nazywał Japven. Mafi razem z bratem po ataku barbarzyńców popłynął na wyspę Khorinis gdzie mieściło się tętniące życiem miasto portowe. Zarobki miało wspaniałe. Codziennie przypływały i odpływały różne statki. Jednak żadne miasto nie jest idealnie, jak to się mówi. Przez to, że najpopularniejszym transportem do Khorinis był wodny różni kupcy i podróżnicy byli narażeni na ataki ze strony piratów. Na północy miasta mieściło się targowisko gdzie sprzedawali kupcy swe towary. Było to bez wątpienia co do aktywności ( bo port był pierwszy ) drugie miejsce w mieście. Tam kupcy z odległych krajów sprzedawali swoje najróżniejsze towary. Jakby od targowiska pójść na zachód będziemy mogli wejść po schodkach i dojść do koszarów gdzie Kapitan Eugeniusz trenował strażników miejskich w szermierce. W budynku koszar mieściły się sypialnie, kuźnia i więzienie. Kapitan w zamian za złodziejów czy zabójców płacił tym, co ich znaleźli wysokie sumy, gdyż Khorinis to było jedno z największych miast, co czyniło go prawie najbardziej najniebezpieczniejszym miejscem na kontynencie. Koło targowiska była północna brama i dwie wierzy. Wiedźcie, iż całe miasto było otoczone dość wysokimi murami, które odizolowały miasto od bardzo niebezpiecznych lasów i dolin. Groźne bestie dziczały po całej wyspie. Ostatnimi czasy kupcy ruszają się z miasta tylko karawaną i w żadnym wypadku bez ochrony. Ochronę można było zamówić u Kapitana Eugeniusza, który ją oferował w zamian za złoto, które przeznaczał na środki utrzymania straży i rozbudowę miasta. Kapitan Eugeniusz był człowiekiem honoru i sprawiedliwości. Nigdy nie kłamał, a swoją odwagą wykazał się w bitwie pomiędzy orkami, ale to już inna bajka, lecz postaram się opowiedzieć ją w skrócie. Bowiem mało ludzi pamięta jeszcze tą bitwę. Toczyła się około 40 lat temu, a przy niej zginęło wielu królewskich żołnierzy. Kiedyś nie cała wyspa była odkryta przez miasto i nikt nie wiedział, że za chwilę orkowie mogą zaatakować. Orkowie zaatakowali nagle, z zaskoczenia. Po prostu całą chmarą rzucili się na bramę, która była otwarta przez nieuwagę strażników. Prawie wszyscy myśleli, że to będzie dzień jak wszystkie inne, ale się mylili. Orkowie zaczęli wyżynać wszystkich mieszkańców miasta, póki Kapitan zorganizował szereg łuczników, którzy zaczęli bombardować gradem strzał orków z koszar. Łucznicy mieli przewagę, gdyż byli na wzniesieniu. Orków było, około 50 więc niewiele to dało. Orkowie to stworzenia o dużej masie cała i niektórzy z nich mogli wytrzymać mając 5 strzał wbitych w ciało, ale nikt nie mógł przeżyć ciosu w szyję czy głowę. Kapitan Eugeniusz dzięki swojemu doświadczeniu, które nabył, gdyż pracował na kontynencie, jako żołnierz zorganizował atak tak doskonały, że niewielkie orkowie mieli szanse. Strażnicy mieli liczebną przewagę i między innymi dzięki temu wygrali, ale to dzięki rozkazom Kapitana i jego walki z przywódcą, to, to właśnie zadecydowało o zwycięstwie miasta. Dobra, starczy o bitwie. W centrum miasta mieściła się świątynia Adanosa i dzielnica rzemieślników. To był największy ośrodek pracy w mieście. Była tam kuźnia, laboratorium alchemiczne, stolarz i od groma sklepów. Dalej mieściła się wschodnia brama i górne miasto. Mogli wchodzić do górnego miasta tylko szanowani obywatele Khorinis, nikt więcej. Żeby zostać obywatelem trzeba było albo dołączyć do straży miejskie, albo po prostu zatrudnić się u któregoś z rzemieślników. Mieszkania w górnym mieście kosztowały fortunę i to właśnie, dlatego mieszkali tam najbogatsi mieszkańcy miasta. Był tam też ratusz, w którym rezydował gubernator, który wszystkim kierował. Na południu było morze i Dzielnica Portowa. Było to bez wątpienie najniebezpieczniejsze miejsce w całym, Khorinis. Codziennie odbywały się tam różnego rodzaju bójki, walki i tak dalej. Straż nie ingerowała tam, gdyż by nie starczyło cel i by był straszny zamęt wśród obywateli. Jedynie miejsce gdzie można było spokojnie odpocząć to karczma gdzie każdy mógł wejść i napić się czegoś z procentami. Gdzie indziej na wyspie Górnicza Dolina gdzie normalni robotnicy robiący to, co lubią wydobywali magiczną rudę żeby wesprzeć Króla Henryka IV w walce w orkami. Pewnie kojarzycie tą historię z Gothic II? Nie, to zupełnie, co innego. Działo to się sto lat przed narodzinami człowieka bez imienia, więc jak zauważyliście w Gothic III mieliśmy przyjemność zadecydować o zwycięstwie ludzi w tej stuletniej bitwie. Mafi z Japvenem mieszkali w dzielnicy portowej gdzie byli narażeni na atak ze strony złodziejaszków czy gildii zabójców, która panował w Khorinis. Japven uczył się szermierki razem z Mafim w koszarach. Japven był za młody żeby dołączyć do straży miejskie, ale Mafi wręcz przeciwnie. Namawiano go żeby dołączył, a on ciągle powtarzał – Dobrze, mam to w planach, ale zrobię to, kiedy nadejdzie odpowiedni czas! – był człowiekiem, któremu się wcale nie śpieszyło. W walce bronią białą nie był w cale najgorszy, ale za to w walce na dystansowej miał problemy z celnością i techniką. Kapitan Eugeniusz z przyjemnością pozwolił mu u niego praktykować, chociaż nie był jeszcze strażnikiem. Pewnego dnia zadecydował i poszedł do Kapitana i oznajmił mu, że on chce dołączyć do straży miejskiej – Kapitanie Eugeniusz, zadecydowałem, że chciałbym dołączyć do straży miejskich. Chciałbym się spytać czy mógłbym złożyć ślubowanie i z dumą nosić pancerz straży miejskiej. – Kapitan spojrzał się na jego ostrze i przez krótszą chwilę patrzyli sobie w oczy. Po chwili Kapitan odpowiedział – Oczywiście synu! Czuj się jak u siebie w domu. Dobrze, a teraz powtarzaj za mną… Ślubuję służyć miastu Khorinis, królowi Henrykowi IV i Innosowi aż do śmierci. Będę posłusznie wykonywał wszystkie rozkazy. Innos to honor, a honor mym życiem! – Mafi powtarzał cały czas po Kapitanie i kiedy skończył ślubować z ręką na sercu Kapitan powiedział – Idź do kowala po broń i po pancerz. Jak już się ubierzesz w strój strażnika zgłoś się do mnie – Mafi ruszył w stronę kuźni, ale spotkała go nie miła niespodzianka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Coffeck
Nowicjusz miecza
Dołączył: 06 Wrz 2008
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: z Klasztoru adanosa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 12:21, 22 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Gothic wiele lat przed Bezim.
Rozdział 2. Atak na Cape Dun.
Adanos wypił eliksir szybkości i pobiegł za strażnikami. Po pięciu minutach pościgu poczuł się trochę zmęczony, ale nie przestał poszukiwać brata. Gdy się gubił szedł za ciałami strażników których zginęli w walce z trollami które przybiegły z lasu. Adanos widział przez ramię jak oddala się od Cape Dun. Chwilę później zobaczył jak dwóch strażników złapało Beliara. Wiercił się, ale i tak nie udało się mu wydostać. Nagle za krzaków wybiegł kolejny troll. Troll zabił jednego ze strażników. Beliarowi udało się uciec do pobliskiej jaskini. Adanos pobiegł za nim omijając cios trolla. W jaskini był rozwścieczony cieniostwór. Adanos zabił go perfekcyjnym strzałem z łuku i odnalazł brata. Do jaskini wpadł martwy strażnik, a ranny troll stał przed jaskinią. Adanos zabrał miecz strażnikowi i rzucił nim w trolla, co zabiło bestie. Gdy najstarszy brat chciał upomnieć młodszego do jaskini wpadł Innos.
- Co tu się dzieję!?
- Straż zdradziła miasto.
- Jak to?
- Do Cape Dun przybyli najeźdzcy!
Adanos wyszedł przed jaskinie i zobaczył Miasto w ogniu.
- Posłuchajcie mnie. Zostaniecie w jaskini. Gdy przybyła jakieś bestie zastrzelcie je tymi kuszami.
Adanos zostawił kilka kusz z bełtami i wybiegł do miasta. Dwóch strażników od razu próbowało zabić Adanosa, ale on był bardzo dobrym wojownikiem i pokonał straż. Zauważył ojca która walczył z najeźdźcami, gdy kusznik wrogów próbował go zastrzelić Adanos używał swoje łuku zabijając go. Niestety gdy tata braci pokonał najeźdźców jeden ze strażników podciął mu gardło. Po całym miasteczku było słychać krzyk nie! To zdarzenie wprowadziło go do furii. Walczył tak jak nigdy wcześniejszej. Wiele wrogów padło z powodu tej furii. Najstarszy brat powoli tracił siły, a eliksiry też mu się kończyły. Schował się za jednym z domów. Wszedł do środka okazało się, że to był dom alchemika, który zginął w trakcie walki. Adanos zabarykadował się w środku i przeszukał chatę. Znalazł przydatne eliksiry, ale padał z nóg. na sen nie mógł sobie pozwolić więc znalazł książkę w której napisali:
Aby przyrządzić eliskir siły potrzebujemy: Szczawiu królewskiego, Smoczego korzenia, Dragotu, pustej butelki oraz gorzałkę i trochę wody. Składniki należy pokroić na drobno. Otworzyć butelkę wody. i nalać do małego naczynia. Podgrzać i wrzucić posiekane składniki. polać alkoholem i grzać przez pięć minut. wlać do butelki i poczuć moc.
Adanos uwarzył miksturę wybił mały łyk i poszedł walczyć. Gdy wyszedł z domu poczuł jakby ktoś go czymś uderzył. Stracił przytomność.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Coffeck dnia Śro 12:22, 22 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rączka
Rycerz
Dołączył: 08 Sty 2007
Posty: 1438
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bydgoszcz Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 13:21, 22 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Zagmatwane i nierealne, po pierwsze Innos, Adanos i Beliar byli bogami. Po drugie nie podoba mi się ten motyw, po trzecie jak jakiś chłopak mógłby zabić TROLLA rzucając w nim mieczem?! O.o
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Coffeck
Nowicjusz miecza
Dołączył: 06 Wrz 2008
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: z Klasztoru adanosa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 14:16, 22 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Rączka napisał: | Zagmatwane i nierealne, po pierwsze Innos, Adanos i Beliar byli bogami. Po drugie nie podoba mi się ten motyw, po trzecie jak jakiś chłopak mógłby zabić TROLLA rzucając w nim mieczem?! O.o | Robię ich zanim zostali bogami. Co do tego trolla to on miał resztkę życia czyli nawet z 0 poziom byś go pokonał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Japven
Adept walki
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 14:41, 22 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Oni od razu byli Bogami... Nie powiedziałbym, że to Gothic, to nie te klimaty. Proszę o ocenę Rozdziału I Gothic Zapomniane Opowieści.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Coffeck
Nowicjusz miecza
Dołączył: 06 Wrz 2008
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: z Klasztoru adanosa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 15:07, 22 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
No to robię nową opowieść.
Gothic historia Raymonda.
Prolog.
Słoneczny dzień gdy na skraj urwiska przybyli strażnicy i sędzia z dostawą towarów do Koloni. Był z nimi też nowy skazaniec który miał zostać wrzucony za morderstwa i liczne kradzieże. Sędzia odczytywał przemowę, gdy nagle skazaniec wyją miecze strażnikom zabijając ich. Sędzia próbował uciec, ale skazaniec zastrzelił go z kuszy odebranej strażnikom. Po wzięciu najlepszego ekwipunku zrzucił dostawę dla więźniów skacząc na platformę. Gdy dostał się na ziemię jeden ze strażników podszedł do niego i próbował uderzyć nowego w głowę. On odskoczył i złapał kuszę celując w tego strażnika. Dwóch kolejnych rzucił się na skazańca. Nowy zastrzelił strażnika, a kolejnych dwóch pokonał mieczem. Nagle przyszedł inny skazaniec. Ten miał żółtą szatę i potężną maczugę przy pasie.
- Witaj, jestem Lester. A ty jak masz na imię?
- Jestem Raymond.
- Skąd masz taki ekwipunek?
- Zbiłem strażników i sędzie.
- Widać, że jesteś dobrym wojownikiem. Czemu skoczyłeś?
- Po za kolonią wszędzie były moje listy gończe i nie miałem gdzie się schować.
- Ok. Skąd masz te rzeczy Starego Obozu?
- Był zrzut.
Lester opowiedział Raymondowi więcej o koloni i obozach. Później poszli i zabrali rzeczy z platform po czym udali się w stronę Obozu na bagnach.
C.D.N.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
DexKanon
Wojownik
Dołączył: 04 Lut 2008
Posty: 928
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tarnów Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 20:50, 22 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Co do Japvena i jego opowiadania... W prologu zauważyłem brak synonimów - za dużo powtórzeń, czego nie ma już w rozdziałe I.
Druga sprawa, wypowiedzi i dialogi możesz umieszczać w osobnych linijkach, żeby się lepiej czytało
Do fabuły się na razie nie przyczepie, bo prawie jej nie ma
I to chyba tyle - czekam na dalszą część^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Coffeck
Nowicjusz miecza
Dołączył: 06 Wrz 2008
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: z Klasztoru adanosa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 13:56, 23 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Opowiadanie Japvena: 7+/10 Wszystko fajnie tylko mało dialogów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Japven
Adept walki
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 18:30, 23 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Przypominam, że opowiadanie nie polega na dialogach. Rozdział I poświęciłem opisą. ale w II obiecuję, że zacznie się akcja co możemy wywnioskować bo końcu pierwszego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Coffeck
Nowicjusz miecza
Dołączył: 06 Wrz 2008
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: z Klasztoru adanosa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 19:00, 23 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Gothic historia Raymonda.
Rozdział 1.Opis głównego bohatera.
Lester zabrał nowego skazańca do obozu. Celowo wybrał dłuższą drogę, aby mogli dłużej pogadać o koloni. Jednak zanim spakowali się zajęło im to trochę czasu. Po drodze wypili po butelce piwa zjedli po świeżym soczystym jabłku. Podziwianie koloni spodobało się Raymondowi, póki nie zobaczył bestii. Z doświadczenia był świetnym wojownikiem, silnym człowiekiem, po za tym był bardzo zręczny. Za nim trafił do górniczej doliny został szkolony w wielu sztukach walki więc bardzo dobrze walczył mieczem. Od dzieciństwa musiał regularnie ćwiczyć więc miał wielką siłę. Co do zręczności potrafił biegać i zbiegać po ścianach, a także skakać po równej powierzchni, mógł skakać wykonywać salta kombinacje. Na twarzy miał bliznę. To było kiedy dostał zlecenie na potężnego wojownika. Jednak po długiej walce udało mu się go pokonać. Po za tym wszystkim Raymond był także odporny na trucizny, a jego rany goiły się szybciej niż u normalnego człowieka. To przez to, że w w wieku siedmiu lat przez pomyłkę wypił eliksir ojca, który był, alchemikiem. Ta sekretna formuła ojca sprawiła takie możliwości u Raymonda. Niestety ma też skutki uboczne. Co kilka dni Raymond musi pic antidotum, albo zmieni się w wojownika która zabija wszystko na swojej drodze. W takiej sytuacji musi dostać dwie dawki. Skazaniec spróbował też bagiennego ziela. Poczuł się bardzo dobrze po jego pierwszym skręcie w życiu. Zrelaksowany szedł dalej za przewodnikiem. Nagle razem dotarli przed ma szczyt małej górki z której było widać małą bramę przy której stoi dwóch opancerzonych strażników. Zbiegli na dół. Raymond zdążył się domyśleć, że to był bagienny obóz bractwa. Widział kątem oka zbieraczy pracujących przy bagnach. Zbierali jakieś rośliny. Po drodze Raymond upadł. Po chwili Lester usłyszał tylko jedno słowo.
- Ku**a!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cro
Generał armii
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 3371
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:33, 23 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Teraz opowiadanko które na pewno skończę. O..... Wrzodzie. Pamiętacie moje stare opowiadanie? O Wrzodzie. No to robimy Squela...
Uwaga przeczytajcie pierwsze części, bo nie będzie kapować 2. Jest ona na 17-18 stronie Opowiadań i Historii..
Wrzód Wybraniec II Quest od Cor Aragorna... (część 1 Squela)
Wrzód podszedł do Cor Aragorna.
- No i co robiłeś skurw**nu!
- No jak to co? Sam chciał te głupie składniki to dostał.
- Teraz go ratuj cioto!
- Kur*wa wszystko na mojej głowie!
- No co zabiłeś Cor Mongoła to go teraz uratujesz przed śmiercią.
- Ten popier*ol chciał się sam połączyć z tym Mistrzem Yodą.
- I tak mi pomożesz albo cię zaje*ie.
- No ok co mam robić?
- Musisz znaleźć ziele angielskie. Na naszych bagnach, po tąd tego rośnie!
- Ziele Angielskie? Jak to wygląda?
- Takie czarne glutki, błotnych węży.
- Chyba cię popier*liło będę zbierał łajna węży.
- Ruszaj się bo cie rozwale.
Wrzód pobiegł na bagna. Znalazł dwa suche łajna, potem pobiegł szukać dalej. Zauważył węża. Wyjął swojego Sworda, ale nie wiem po jakiego H*ja bo nagle z drzewa spadł Legolas i Zastrzelił je?
Gdy spadł z drzewa Legolas krzyknął z radością:
- O jest 20456786 level!
- Chyba cię zje*ło ty do legolasa podobny nie jesteś!
- Jestem i wiem że szukasz glutów węży. Dam ci wszystkie jak oddasz swoją cnotę!
- Jak ja ją straciłem dawno temu.
- Aha no to masz...
Wrzód pobiegł do Cor Aragorna i powiedział:
- Masz te gluty.
- Czekaj wyzwę Pysiusia i ona zrobi miksturkę.
- Oks.
- To idź poszukaj se zajęcia.
C.D.N
Przepis na te opowiadanie? Same Dialogi .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Odys
Wojownik
Dołączył: 09 Cze 2007
Posty: 1093
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 14:16, 25 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Prolog
Lament żywych
Wśród krzyków i obelg rzucanych przez najeźdźców, było słychać płacze kobiet i dzieci. Domostwa płonęły, mężowie byli zabijani, albo brani do niewoli. Piękne miasto Goriladion upadało. Płonęły już wszystkie części miasta. Jedyna która nie była doszczętnie spalona, była część kupiecka, właśnie tam najemnicy kupców walczyli za swoich panów. Byłem wśród nich. Walczyłem i zabijałem. Byłem dla wrogów okrutny. Nagle wojenną pożogę przerwały dźwięki rogów i trąb.
-Hura! Jesteśmy uratowani! Elrondimi przy….- Krzyknął jeden z najemników.
Pechowca przebiła włócznia długości trzech metrów. Wyjąłem mój drugi miecz i walczyłem niczym assasyński mistrz. Niestety zagapiłem się i dostałem przeklętym młotem bojowym w hełm . Zamroczyło mnie i upadłem na ziemię.
-Cholera.- wyszeptałem i straciłem przytomność.
Obudziłem się na wąskiej i twardej pryczy. Nic nie widziałem, ale po chwili moje oczy przywykły do ciemności. Zauważyłem jeszcze około pięciu ludzi z tego co widziałem nie byli oni z Goriladionu . Odsunęli się ode mnie jakby się bali że coś im zrobię.
-Nie bójcie się, nic wam nie zrobię.- rzekłem.- Nawet broni nie mam.
Na te słowa więźniowie się odsunęli. „Trudno” pomyślałem i rozglądnąłem się po celi. Drzwi były wykonane z solidnego metalu, a okienko było za niskie, aby przez nie wyjść. Wyjrzałem przez nie, było ono idealnie na poziomie ziemi. Za nim widziałem kilka par okutych w żelazo stóp. Szybko wycofałem się i położyłem się na łóżku.
-Hej! Chyba będziemy mieć gości.- Rzuciłem współtowarzyszom niedoli.- Jak wejdą to udawajcie zaskoczonych.
Kilka minut później do celi wszedł wysoki osobnik w srebrnej zbroi. Na lewym ramieniu miał wygrawerowanego czarnego kruka zżerającego węża. Moją uwagę przykuł też czarny sztylet z tajemniczym napisem. Patrzyłem na niego z zainteresowaniem. Wkrótce podszedł do mnie i uderzył mnie w twarz.
- Jak się coś pytam, to musisz odpowiedzieć, szczurze!- Krzyknął strażnik.- Więc zapytam jeszcze raz, przez jakiego kupca zostałeś wynajęty?!
-Nie jestem najemnikiem tak jak sugerujesz.- Odparł ze spokojem najemnik.
-W takim razie, skąd masz to?- Odrzucił strażnik, wskazując na mój pierścień.
-To jest pamiątka rodzinna!- Oburzyłem się.
-Dobrze przyjdę jutro i wycisnę z Ciebie całą prawdę.- Rzekł strażnik, z drwiącym uśmiechem na twarzy.
Wartownik odwrócił się i zamknął z hukiem drzwi. Po kilku minutach doszedłem do siebie i zanalizowałem me położenie.
- Hej ty, w jakim kraju jesteśmy?- Zapytałem wysokiego, smukłego więźnia.
-Jesteśmy w Rulianixe, w mieście Xanio. – Odpowiedział młodzieniec.- Mów mi Eliath.
-O nie!- zalamentowałem- Tutaj nie szczędzą najemników! Muszę stąd uciec! A mnie zwą Giliadonem.
-Mogę ci pomóc pod jednym, a raczej dwoma warunkami- Zaczął negocjować Eliath.- Weźmiesz mnie ze sobą, a po drugie pomożesz mi odzyskać pewną pamiątkę rodzinną.
-Dobrze, dobrze.- Zgodził się Giliadon.
Oceniajcie, mówcie czy warto kontynuować.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Odys dnia Sob 14:17, 25 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Coffeck
Nowicjusz miecza
Dołączył: 06 Wrz 2008
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: z Klasztoru adanosa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 07:21, 26 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Rozdział 2.
Bitwa w Obozie.
Raymond wstał w jakiejś dziwnej chacie na słomianym łóżku. Gdy wstawał poczuł dziwny ból okolicach piersi. Skapnął się, że ma złamane żebro. Otworzył skrzynie niedaleko łóżka. Znalazł żółtą szatę w którą się ubrał. wziął także małą maczugę. Znalazł też małą kartkę papieru. Atrament był nieczytelny i rozmazany, a obok były ślady krwi. Gdy Raymond chciał wyjść drzwi, ale okazały się zamknięte. Skazaniec wyszedł sprzedając kopa drzwiom. Przy bramie była ciała dwóch strażników, a przy nich było dwóch orków którzy się rzucili na Raymonda. On odskoczył jedno orka zabił maczugą, a w drugiego rzucił toporem orkowym i dobił maczugą. zabrał broń strażnikom i poszedł dalej.Podszedł pod świątynie przy której nowicjusze walczyli z orkami. Raymond poszedł na orka kiedy nagle wypuścił miecze z powodu bólu żebra.
- Ku**wa m*c!
Nagle topór świsnął mu nad głową. Raymond miał szczęście, że ork miał cela jak baba z wesela.
Nagle usłyszał krzyk:
- Fire!
Poleciała salwa bełtów która zabiła orków. Do środka świątyni wleciało dwudziestu orków i po chwili wyleciało 21 trupów. Raymond pobiegł dalej pomijając kolejne ciała. Zauważył jakiegoś Guru który walczy z dwoma orkami. Raymond wziął siekierę martwemu nowicjuszowi i rzucił nią w orka. Baal walczył z jeszcze jednym orkiem. Zanim skazaniec dobiegł do Guru, ten już pokonał orka. Raymond zauważył jego szatę. Po mimo śladów krwi było widać jego zdobioną szatę. Musiał być ważny dla obozu bractwa. Baal odezwał się do Raymonda.
- Uratowałeś mi...
Baala ktoś zaatakował od tyłu, co od razu spowodowało śmierć. Ork rzucił się na Raymonda. Kiedy skazaniec chciał zaatakować poczuł bul żebra. Kiedy ork próbował dobić bohatera ktoś długim mieczem poderżnął orkowi gardło. To był Lester.
- Lester, mordo ty moja.
- Kiedy wstałeś?
- Nie wiem. Gdzie się obudziłem?
- W mojej chacie.
- Ta twoja maczuga jest jakaś tandetna.
- Masz coś do MADE IN CHINA?
- Nie. Ile orków jeszcze żyje?
- Resztka. Wybiciem ich zajmują się strażnicy świątynni.
- Czy wasze bractwo ma tak mało członków?
- Nie. Ci którzy nie umieją walczyć uciekli z obozu.
C.D.N.
I jak?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cro
Generał armii
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 3371
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:41, 27 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Wrzód Wybraniec II Murzyn na jawie jedzie po trawie... (cz 2)
Wrzód wrócił do Starego Obozu, i poszedł do Gomeza:
- E ty! Łysy H*ju!
- Jak śmiesz...!
- Eh mam gdzieś ten obóz. Odchodzę, mam cię gdzieś!
- Ku*wa co?
- Gówno.
- CO!!!??
- GÓWNO!!!
I tak kłócili się z 5 minut nagle Gomez.
- No dobra odejdziesz, ale mam dla ciebie ostatniego Questa.
- Dawaj!
- Od pewnego czasu pojawił się obóz bandytów. Chciałem tam wysłać szpiega ale nie znam hasła.
- Ok, zrobię to z zamkniętymi oczami, zamkniętym uchem, z językiem na wierzchu i gilunie na buzi...
- Dobra ruszaj bo nie dostaniesz expa!
Wrzód ruszył za poleceniem Gomeza. Po drodze zabił kilka kretoszczurów, Jednego zabił tak: Wlazł na kamień, pakazał mu fuck you, i zaatakował z góry. Drugi to prościzna: Wlazł na drzewo i zaczął zwalać na niego jabłka i uciekł.
- Wow Winner!
Gdy doszedł do obozu bandytów, dostrzegł wieżę, której trudno było nie dostrzec...
Było napisane: Murzyni, Arabi...
Wrzód nie wiedział o co chodzi a gdy chciał wejść do zatrzymał go strażnik.
- Zdrastwujcie! - Powiedział Strażnik.
- Pier*ol się!
- Co cię sprowadzać?
- Podaj hasło bo cię zaje*ie!
- Nie znam takiego słowa jak zaje*ie!
- No to się naucz. Hasło!
- Dzięki tobie o menelu, nauczyłem się nowego słowa "Zaje*ie" za to powiem ci hasło.
- Dawaj!
- Murzyn na jawie jedzie po trawie!
- Kto wymyśł tak Zje*ane hasło?
- Nie znam słowa.... Zje...
- Nie będę ci tłumaczył to nara.
- Zdrastwujcie!
Wrzód wlazł do obozu sam nie wie po co. Zobaczył ich Dowódcę. Bez niczego zagadał.
- Zadras... eee Hello!
- Co?
- O ty gadasz po Polishu!
- Wow, aleś ty spotrzegawczy.
- Jestem Wrzód!
- Nazywam Się Jacobs.
- Taa... a ja Prima Finezja.
- Mówiłeś że Wrzód...
- Czy tu naprawdę są wszyscy poje*ani?
- Nie, ja jestem najnormalniejszy.
- Właśnie widać.
- Dobra! - Dodał Wrzód. - Nie mam czasu gadać, wracam Zdaras.... Hello!
- Zdrastwujcie!
Wrzód wrócił do Gomeza i zdał mu relacje!
- Jak zdobyłeś hasło?
- Nauczyłem tego ruska słowo "Zaje*ie".
- No to masz 500 expa i spier*alaj!
- 500 expa. Wsadź se je w dupe.
- To nic nie dostaniesz...
Wrzód Zasmucony wraca do Bractwa i pyta się o Robotę.
- Cor Aragorn masz jakąś robótkę.
- Tak, zabij Gomeza!
- Że co?
C.D.N
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Coffeck
Nowicjusz miecza
Dołączył: 06 Wrz 2008
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: z Klasztoru adanosa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 17:31, 27 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Rozdział 3. Pierwsze misje w bractwie.
Po bitwie z orkami Raymondowi ciężko się spało. Spał z Lesterem w chacie na małym słomianym łóżku. Coś go obudziło. Wstał cicho ubrał się i wyszedł z chaty. Lester spał jak zabity. Przed chatą wypalił skręt ziela i zauważył jak do obozu wracają nowicjusze. Obok nich szedł jeden ze strażników świątynnych. Raymond poszedł dalej. Przy przejściu się po obozie zauważył chatę z której wychodziły jakieś kolorowe światła. Ciekawość Raymonda zaprowadziła go do tej chaty. Przy wejściu zauważył, że w środku przy stole alchemicznym pracuje jakiś guru. Obok niego na łóżku spał jakiś strażnik. Z tego co Raymondowi opowiedział Lester wynikało, że ten guru zajmuje się przyjmowaniem nowicjuszy do bractwa. Wszedł do środka chaty.
- Czego chcesz?
- Chciałem przyłączyć się do bractwa.
- Hmm....
Guru chwilę pomyślał później powiedział.
- Pójdziesz do zbieraczy i zabierzesz mak który zebrali.
- Mak?
- A, co ty k**wa nie wiesz jak się bagienne ziele robi?
- No, nie.
- Zbieracze dają mi mak który uzbierają. Ja z tego robię kompot, a mój asystent nabija to w skręty.
- Dobra już idę.
Raymond wyszedł z chaty i poszedł w stronę chaty Lestera. Wszedł do środka i położył się spać. Rano od razu poszedł w stronę zbieraczy. Na bagnie mak był wszędzie. Po całym terenie chodzili strażnicy świątynni. Co jakiś czas na wodzie pływały węże. Raymond chodził po bagnach puki nie znajdzie zbieraczy. Ze zdenerwowania wypił butelkę wina którą zabrał ze sobą. Wszędzie czuć było coś
jakby spaleniznę. Wszędzie były sterty błota na których rosły idealny pola makowe.
C.D.N.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|